Bubuś odszedł
Z wielkim bólem informuję, że mój najukochańszy przyjaciel - Bubuś - odszedł z tego świata. Nic nie pomagało. Stan Bubusia lawinowo się pogarszał, praktycznie w żaden sposób nie reagował na kroplówki, elektrolity i tabletki. Miałem jeszcze trochę nadziei, że może kuracja sterydami i leczenie objawowe postawią go choć trochę na łapki, ale niestety, w dalszym ciągu nie wstawał, nawet nie próbował się podnosić, nie pił samodzielnie ani nie jadł. Dzisiaj rano z dużym trudem podjąłem decyzję o eutanazji. Wizyta została umówiona na godzinę 19:30. Około 3-4 godziny przed wizytą Bubu zaczął charczeć. Prawie cały czas byłem przy nim i go głaskałem. Kiedy zabierałem rękę, to szturchał mnie główką, a więc kontynuowałem. Miałem obawy, że może wcale nie potrzebował w tej chwili dotyku, ale myślę, że słusznie odczytałem jego zachowanie.
Wiedziałem, że nic już nie jest w stanie mu pomóc. W momencie pojawienia się rzężenia doszło do mnie, że to już ostatnie godziny. Przed wyjściem zawinęliśmy Bubusia w kocyk, podniosłem go i ruszyliśmy do lecznicy. Bubu umarł na moich rękach w trakcie podróży, jakieś dwie minuty przed dotarciem na miejsce wydał z siebie ostatnie tchnienie. Na miejscu pani weterynarz stwierdziła zgon. Przez kilka, kilkanaście minut płakałem i żegnałem swojego druha. Od kilku godzin towarzyszą mi bardzo silne emocje.
Wszystko potoczyło się tak szybko, choć nie nagle, to mimo wszystko bardzo szybko. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku cieszyłem się, że Bubu ma dobre jak na swój wiek wyniki, a kilka miesięcy później pojawiła się ustawiczna biegunka. Początkowe próby leczenia bezowocne, następnie diagnoza - pasożyt giardia. Pasożyt, który przyspieszył nieuniknione. Są podejrzenia, że wątroba zaczęła szwankować, a pierwotniak zadziałał niczym katalizator. Niestety w jego wieku pozornie niegroźny pasożyt może pośrednio doprowadzić do śmierci. Nie wiemy ile Bubuś miał dokładnie lat, ale mógł liczyć nawet osiemnaście.
Dokładnie 11 grudnia 2023 roku minął drugi rok od dnia, kiedy zagościł w naszym domu. Był z nami zaledwie dwa lata i niespełna trzy miesiące, ale tyle wystarczyło, żeby pokochać go bezwarunkowo i wykształcić ogromną więź emocjonalną. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem tak wielką rozpacz - to się raczej nie zdarzało. A jeśli już, to wszelkie emocje tłumiłem, bądź, dosadniej mówiąc - wyłączałem. Tak niewiele czasu było nam dane...
Bubuś od samego początku miał pewne problemy zdrowotne. Mam tutaj na myśli to, że był niewidomy i miał trudności z chodzeniem, przez co poruszał się powoli, a niekiedy bardzo powoli. I pomimo tego, że na tle innych piesków różnił się znacząco, to wierzyłem w to, że będzie cieszył się życiem przynajmniej przez kilka lat. Nigdy nie obnosił się z emocjami, zawsze był cichy i bardzo spokojny. Raczej nie reagował na innych ludzi i psy. Nie był psem, który szczeka, gdy usłyszy kogoś na klatce, nie był psem, który wita właścicieli pod drzwiami, czy jakkolwiek reaguje na obce osoby w mieszkaniu. Różnił się od pozostałych bardzo, ale tym samym był najwspanialszy.
Początkowo myśleliśmy, że Bubuś w ogóle nie szczeka, ale po dwóch tygodniach poczuł się bezpieczny i przemówił. Szczekał tylko wtedy, gdy jedliśmy - widać było jego ogromną ekscytację i szczęście, kiedy udało mu się doprosić smakołyków. Przepraszam, szczekał również wtedy, kiedy go głaskałem i w niechcianym dla niego momencie przerwałem. Zdarzało mu się też w momencie kiedy szukał mnie noskiem na łóżku, a ja nie reagowałem. I czasami jak dłuższy czas czytałem książkę na głos.
Pamiętam jak pisałem, że ostatnią rzeczą, którą Bubuś utraci, będzie apetyt. Myliłem się. Apetyt znikł bezpowrotnie ponad tydzień temu. Do końca pragnął drapania za uszkiem i głaskania. Całej reszty już nie było. Chwilę później nie było już niczego...
To nieopisana strata i ból.
Kochany Bubusiu - żegnaj.
Haken