Wpis nr 316
Bieg Niepodległości w Gdyni
Tydzień temu wystartowałem w biegu zwieńczającym cykl. Jest to mój pierwszy biegowy cykl, który w pełni ukończyłem. W jego skład wchodziły: Bieg Urodzinowy, Bieg Świętojański i Bieg Niepodległości. Wszystkie biegi odbyły się na terenie Gdyni. Start Biegu Niepodległości był zaplanowany na godzinę 9:00, więc musiałem dosyć wcześnie wstać, żeby spokojnie dojechać, przebrać się i przeprowadzić rozgrzewkę przed wyścigiem. Pomimo wczesnej pobudki czułem się wyspany. Pierwszą piątkę pobiegłem szybko. Półmetek mijałem mniej więcej po 22 minutach i 20 sekundach. Taki rezultat na półmetku prognozował wynik sporo poniżej 45 minut, ale linię mety przekroczyłem dopiero po 47 minutach i 10 sekundach (z zegarka 46:54, ale to z tytułu nadwyżki w postaci 160 m). Druga połowa o wiele wolniejsza. Pierwsza połowa w dużej mierze była z górki, a druga wręcz przeciwnie. Nie rozłożyłem właściwie sił i niedługo za piątym kilometrem zdałem sobie sprawę, że biegnę mocnym positive splitem. Nie celowałem w konkretny czas, ale biegłem ambitnie. Więcej nie byłem w stanie tutaj osiągnąć. Może gdybym obrał inną takykę i nie szarżował na zbiegach w pierwszej części, to uciąłbym kilka/kilkadziesiąt sekund. Najważniejsze dla mnie jest to, że ukończyłem wszystkie trzy biegi. Może kiedyś połaszę się na coś jeszcze bardziej wymagającego i podejmę się wyzwania pokroju "Korona Polskich Półmaratonów", gdzie trzeba ukończyć co najmniej pięć półmaratonów z dziesięciu wchodzących do cyklu. I to wszystko w ciągu jednego roku kalendarzowego.
Pozycja: 797/3240
Czas: 47:10
Tabela wyników: Klik
Dwa tygodnie temu dotarła do mnie radosna nowina, że na ulice Gdańska wraca królewski dystans. Byłem chyba pierwszą osobą która się na niego zapisała. Maraton dopiero w kwietniu, co daje przestrzeń do rozważnego obrania celu i odpowiedniego przygotowania. Na tę chwilę zostawię jednak maraton i opowiem o swoich planach w najbliższych tygodniach. Pierwszego grudnia zamierzam wystartować w Toruniu na dystansie półmaratonu. Ciekawa rzecz, bo w tym okresie nie ma już zbyt wielu biegów ulicznych, a tutaj trafił mi się półmaraton. Ponadto wcale nie tak daleko od Trójmiasta. Na podstawie zeszłorocznych wyników można wnioskować, że trasa jest dość wymagająca. Rezultat poniżej 1:40 dawał naprawdę przywoite miejsce. W ubiegłorocznej edycji wynik w okolicach 1:37-1:38 oznaczał podium w mojej kategorii wiekowej. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że każdy uczestnik jest zobowiązany wystartować w czapce świętego Mikołaja. Może być w niej za gorąco albo po prostu niekomfortowo, a to oznacza, że przez lwią część dystansu czapka będzie kulą u nogi. Był też wtedy śnieg. Najgorszą ewentualnością są warunki typu "szklanka na drogach".
Wczoraj odhaczyłem drugiego longa w tym miesiącu. Spokojnym tempem pokonałem 23 km z metrami. Bieg bez większych trudności, raczej bliski uczucia znużenia, choć w końcowym akcie zbliżyłem się do 05'00 na km i było nieco ciekawiej. Czuję się znakomicie, ale wziąłem dzisiaj wolne od biegania. Trochę niepokoi mnie prawe ścięgno Achillesa, a chciałbym wejść na wyższe prędkości. Miałem w listopadzie zrobić trzy długie biegi. Trzeci był zaplanowany na ostatni tydzień miesiąca i miał być tym najdłuższym, jednak z uwagi na półmaraton jestem zmuszony przełożyć go na inny, nieco odleglejszy termin. Trzymam dietę pozwalając sobie na odstępstwa 1-2 razy w tygodniu. Po zdjęciach widzę, że kroczę we właściwym kierunku. Sylwetka coraz bardziej przypomina sylwetkę rasowego biegacza długodystansowego, ale jeszcze sporo trzeba dociąć. Toruński bieg nie jest ostatnim w grudniu. W grudniu na upartego mógłbym wziąć udział w czterech różnych imprezach, ale wydaje mi się to zbyt obciążające. Zaobserwowałem, że duże natężenie zawodów (z tygodnia na tydzień) znacząco wpływa na mój komfort psychiczny. Czuję się mocno objuczony świadomością częstych startów. Ciężko jest się wtedy skoncentrować na jakimś konkretnym wydarzeniu, dystansie i planie treningowym. To wszystko potęguje poczucie zamętu i przeradza się we frustrację.
Haken