Bez werwy, ale z werwą
Bez werwy, ale z werwą
Ślamazarnie zabierałem się za dzisiejszy trening, ale po przebiegnięciu pierwszych kilkuset metrów poczułem przypływ mocy. Wszystko poszło zgodnie z założeniami - tempo umiarkowane i końcowe 3 km żwawsze.
Miałem dzisiaj ochotę na więcej, ale na to przyjdzie pora po niedzielnych zawodach. Już od przyszłego tygodnia zamierzam ponownie wdrożyć długie wybiegania. Jutro czeka mnie prawdopodobnie ostatni bodziec przed weekendowym wyzwaniem. W sobotę spacer, góra makaronu z serem i w niedzielny poranek śmigam poprawić swój aktualny rekord na 10 km.
Gdybym zakwalifikował się wśród najlepszych dwustu zawodników, to byłoby naprawdę dobrze patrząc na liczbę uczestników i poziom, jaki był na poprzedniej edycji. Myślę, że jestem w stanie utrzymać tempo 4'11/km, a na asfalcie może nawet tym bardziej powinienem wykręcić średnie tempo w tej okolicy. Gdyby tak się stało, to złamałbym 42 minuty. Jeżeli zaryzykuję i spróbuję pobiec na 40 minut, to mogę tego mocno pożałować, ale z drugiej strony mogę żałować, że ruszyłem za wolno - a będzie duży zapas sił - z tym że już bez szans na nadgonienie. Nieprzyjemny dylemat. Negative split - to jest mój plan. Pierwsze dwa km zachowawczo, od drugiego podbicie tempa, a przy ósmym tyle, ile fabryka dała.
Haken