Upadłem - czyli świat spowity w mroku i...
Korona cierniowa uzależnienia
To właśnie ją przyszło mi odziać w piątek 4 listopada. Trwało to dość długo, bowiem wliczając w to ostry zespół odstawienny, blisko tuzin dni, dni wypełnionych masą nieprzyjemnych zdarzeń. Pożeracze smutku biesiadowali, a wraz z nimi czarty i pozostałe lubujące się w utrapieniu człowieka istoty. Listopadowy wiatr pożogi dął coraz mocniej, aż w końcu zaczął tracić na werwie. Spadek motywacji, chandra, poczucie winy, wstydu i znaczne pokłady smutku. To tylko niektóre z bolesnych emocji i stanów z którymi przyszło mi się zmierzyć podczas tej krwawej odysei.
Promyk słońca w kłębach bólu
Udało mi się podjąć decyzję o zakończeniu tej przykrej podróży i w miarę doszedłem do siebie. Wczoraj wybrałem się na blisko godzinny bieg i następnie rzuciłem się w wir kalisteniki. Było w tym sporo kompulsji, co zaskutkowało bólem kolana. Dałem sobie ulgę również poprzez nadmierne jedzenie.
Co działo się zanim do tego doszło?
Głody zaobserwowałem u siebie już kilka dobrych dni przed sięgnięciem po pierwszy kieliszek, rozprawiałem o nich ze swoim terapeutą i podzieliłem się swoimi planami, jak i obawami na piątkowej grupie. Trudno mi było w tamtym momencie postawić jako swój największy priorytet abstynencję, mój mózg tkwił w mechanizmach choroby i tworzył iluzje, w których koloryzował wspomnienia, racjonalizował zbliżające się napicie i wypierał możliwe negatywne konsekwencje tej decyzji. Dałem się wmanewrować i nie potrafiłem już tego zatrzymać. Niestety taki jest urok uzależnień, że pojawiają się nawroty, choć nawrót nie zawsze jest równoznaczny z sięgnięciem po substancję czy zachowanie od którego jesteśmy uzależnieni, to akurat w moim przypadku tak też się stało.
Haken