Poniedziałkowy wpis
Nareszcie poniedziałek!
Z radością otworzyłem dzisiaj swe oczy ze świadomością dnia tygodnia. Niedziela stosunkowo często bywa dla mnie dniem trudnym. Istotną przyczyną tego stanu są sklepy, które mają zazwyczaj wolne. Tej niedzieli było aktywnie, momentami ciężko (ta paskudna pustka i trochę głodów), ale dzień zwieńczony produkcją filmową pt. King Kong z 1976 roku w reżserii Johna Guillermina podniósł mój nastrój znacząco. Piękny, wzruszający melodramat z wartką akcją. Wizualnie cudowny, a szczególne uznanie należy się twórcom gigantycznej małpy i Jessice Lange (subtelnie się zauroczyłem) za tak dobry debiut. Akt trzeci przygnębiający z tendencją do płaczu.
Poniedziałek za to minął z przewagą przyjemnych odczuć. Trening siłowy połączony z aerobami, czytanie literatury z ręki biologa morskiego i doktora etologii (misterium życia zwierząt), długie wędrówki, skromne zakupy, odwiedziny na cmentarzu i zajście do kościoła położonego w pobliżu, a, i wpadłem również do lokalnego wolontariatu, ale niestety trafiłem na dzień, w którym biuro stoi puste. Naprawdę przyjemnie spędzony czas. Teraz jestem świeżo po ukończonej sadze Zmierzch i finalnie oceniam ją jako średnią. Na uwagę zasługuje muzyka, która często napawała mnie przyjemną iskrą i mam wrażenie, że ścieżka dźwiękowa to jeden z największych atutów Zmierzchu. No i oczywiście młode, wysportowane ciało Taylora Lautnera zasługuje na medal.
A umysł chciał się napić
Podpowiadał mi, że wypicie kilku piw nie jest zbytnio wiążące i z całą pewnością nie wpłynie na jakość mojego życia. Miało to miejsce podczas wędrówki, gdzie obserwowałem wolne leżaki i miałem myśl, że to idealne miejsce do wypoczynku, z tym że z alkoholem przy boku. Nie skorzystałem.
Z optymizmem kończę dzisiejszy dzień, trzymajcie się bracia i siostry
Haken